Nie tylko do Rzymu poleciała reprezentacja zawodników Yulo Run Team Siedlce. Tomasz i Michał Korzeniowscy oraz Mateusz Woźniczka postanowili stawić się 12 kwietnia 2015 w Paryżu na najpiękniejszym maratonie Europy.

Maraton w Paryżu to największy maraton w Europie, na którego starcie w tym roku stanęło ponad 50 tyś zawodników. Organizacja tak wielkiej imprezy to nie lada wyzwanie dla organizatorów jak i samego miasta. Atmosfera podczas biegu i doping kibiców jest nie porównywalna z żadną stolicą innego kraju. Ale od początku

 

Do Paryża polecieliśmy już w piątek rano, tak wcześnie rano, że około 10 byliśmy już rozpakowani w wynajętym mieszkaniu i gotowi do zwiedzania. Postanowiliśmy udać się od razu po pakiety startowe do hali Expo Salon du Running.

 

Targi, na których można było kupić i zjeść praktycznie wszystko co związane z bieganiem przebija kilka razy nasze warszawskie stoiska. Kilka godzin trzeba spędzić na miejscu, aby zwiedzić każde z nich. Odbiór pakietu poszedł wyjątkowo sprawnie, sektory podzielone co 5000 numerów startowych zaowocowały brakiem kolejek i szybką obsługą. Wracając do centrum miasta postanowiliśmy zwiedzić wszystko, co ofertuje samo serce  Paryża zaczynając od Arc de Triomphe po podobno jedną z najdroższych ulic świata Avenue des Champs-Élysées. Miasto jest o tyle fajne, że wszystkie atrakcje mieszczą się praktycznie obok siebie, nie ma potrzeby korzystać z komunikacji miejskiej, która z resztą jest świetnie zorganizowana, tylko można śmiało ruszać z kopyta i oglądać atrakcje miasta jedna po drugiej. Po wielu godzinach spaceru nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa,  padła więc decyzja o powrocie do domu i solidnej kolacji. Szczęśliwie na miejscu mieliśmy w pełni wyposażoną kuchnie, z pomocą której spaghetti bolońskie praktycznie nie kończyło się grzać przez cały piątek jak i sobotę.

Sobota to poranne śniadanie i krótkie rozbieganie pod Wieżą Eiflla z drobnym zwiedzaniem Pól Marsowych podczas truchtu. Niestety pogoda nie dopisała, zmokliśmy, przewiało nas i ja wylądowałem z ogromnym bólem głowy i kaszlem w łóżku. Chłopaki wrócili do miasta, zrobili drobne zakupy i właśnie wtedy zaczęło się przygotowywanie do niedzielnego startu.

Ja startowałem o 8:47 z grupą zawodników planujących czas poniżej 3 godzin. Michał z Mateuszem startowali dopiero o 9:30. Organizator, aż tak rozsunął strefy startowe, które zajmowały całe Pola Elizejskie, tak, aby wszyscy na początku się nie musieli pomiędzy sobą przepychać na pierwszych kilometrach trasy.  Prognoza pogody w Internecie przedstawiała gorący dzień, co niestety potwierdziło się żarem z nieba około godziny 10:30 i trwało już do końca dnia.

Widoki na trasie były fantastyczne, pierwsze kilometry to sama przyjemność. Doping i ilość kibiców sprawiała wrażenie, jakby bieg rozgrywał się w małym kilkutysięcznym miasteczku. Cały czas ktoś stał i dopingował wszystkich zawodników na trasie prowadzącej przez Pola Elizejskie, następnie Plac Concorde, Plac Bastylii i w kierunku lasku Vincennes. Następnie Katedrę Notre Damme, Louvre, Grand Palais, Wieżę Eiffla, Lasek Boloński i w niesamowitym skrócie …………………meta ;-)

Tutaj niemal czerwony dywan, koszulka finiszera, medal i posiłki regeneracyjne. Z uwagi na fakt, że biegłem w koszulce z orzełkiem co chwilę podchodzili do mnie inni zawodnicy z Polski i pytali jak poszło. Po jakimś czasie zrobiła się nas spora grupka szczęśliwych Polaków wymieniających doznania z biegu.

Ja ukończyłem bieg z czasem 2:56:45 dający mi 750 miejsce w kategorii OPEN. Chłopaki biegli razem kończąc bieg już w 3:43:30.

Weekend w Paryżu niesamowicie naładował baterię i pozwolił oderwać się o codzienności życia. Takich wyjazdów trzeba nam więcej.

 

Tomasz Korzeniowski

Wspierają nas:

 

nowakdom logosed foldruk Merkury elkom entertel real