Poniosło nas w góry znowu.

Razem z Tomaszkami przy okazji powrotu z Biegu Rzeźnika AD 2011 postanowiliśmy, że następny bieg robimy we trzech. Korzonek też się wciągnął, więc plan był chytry – kolejny wyjazd w góry na upodlenie robimy razem. Wybór padł na Maraton Karkonoski. Po wielkich trudach (limit startujących wynosił 400 zawodników) zostaliśmy dopisani do listy startujących i z wielkimi planami – ukończyć poniżej limitu 7 godzin czekaliśmy na dzień startu.

Jak to w górach III Maraton Karkonoski za cel imprezy postawił sobie popularyzację biegów górskich jako formy aktywności ruchowej i rodzaju turystyki aktywnej oraz ze względu na miejsce imprezy promocję regionu turystycznego Karkonoszy w Polsce i na świecie. Organizatorem tej dopracowanej w każdym calu imprezy była Fundacja Maraton Karkonoski przy współudziale Miasta Szklarska Poręba i Miejskiego Ośrodka Kultury Sportu i Aktywności Lokalnej w Szklarskiej Porębie

Start wyznaczono na godz. 9.30. Trasa prowadziła grzbietem Karkonoszy oznakowanymi szlakami turystycznymi na trasie Szrenica – Śnieżka – Szrenica.

Dystans standardowy dla maratonu - 42, 195 km, przewyższenia + 1635 m - 1540 m. Lajcik Cool

Jak się później okazało nasz Prezes - Tomek Niedziółka trochę pozmieniał nam plany. Żeby być od nas lepszym w Karkonoszach, pojechał wcześniej na mega trudny Maraton Gór Stołowych z przewyższeniami sięgającymi 2500 metrów i ukończył go w extra czasie 6 godzin i 35 minut!!! Strasznie wszedł nam na ambicje. Jest mocny – to wiedzieliśmy, ale żeby tak nas upokarzać???? Niestety, nie było dane nam wspólnie pobiec, gdyż z przyczyn rodzinnych Tomek musiał zrezygnować ze startu w Karkonoszach.

Tak więc 5 sierpnia załadowani sprzętem biegowym ruszyliśmy w długą podróż do Szklarskiej Poręby. Po 9 godzinach stania w korkach i walczeniu z niewydolną klimą w aucie dotarliśmy do celu. Chcieliśmy jeszcze w piątek odebrać pakiety startowe, ale pan z wyciągu krzesełkowego nas nie chciał puścić już na górę do biura zawodów na Szrenicy. Stwierdził, że nie ma szans żebyśmy w 40 minut zeszli z góry bo wyciąg jedzie 30 minut. No cóż uparty był i nas nie puścił.

Zameldowaliśmy się w pensjonacie o górsko brzmiącej nazwie – Jaś. Tam w miejscowej knajpce uzupełnialiśmy glikogen oraz izotoniki. Power był, odwaga i adrenalinka nas rozpierała, jest dobrze!!!! Jutro wciągniemy te górki na miękko i z uśmiechem na twarzy wbiegamy na metę. Jak zwykle życie lekko zweryfikowało nasze plany, ale nie była to taka mega ściana jak na Rzeźniku 42 km to nie 80.

Ok. 8 rano w sobotę byliśmy już przygotowani do biegu i czekaliśmy grzecznie na swoją kolej w wyciągu na Szrenicę. Camelbaki, żele energetyczne, kurteczki przeciwdeszczowe, skarpety i wkładki na zmianę. Wszystko było przemyślne i dopięte na ostatni guzik. Teraz dla mnie był najcięższy okres w całej imprezie. Załączył się - co widać - na fotce mój mega lęk wysokości, a te cholerne krzesełka dyndały się na chyba 10 metrach!!!! Głowa w buffa, muzyka na uszy i modlitwa w duchu żeby nas ten wyciąg bezpiecznie na górę dostarczył bez zbędnego bujania i wiatru. Tragiczne uczucie…. Jak tylko wjechałem już kłębiła mi się myśl po głowie jak ja cholera wrócę … znowu tym wyciągiem????? Muzykę "Eye Of The Tiger" było słychać wszędzie.

 

 

Orgowie puszczali na trasę po ok. 80 osób co 3 minutki tak, żeby wszyscy nie przepychali się na pierwszych metrach. Patronem medialnym była radiowa Trójka, więc mieliśmy okazję na żywo zobaczyć Trójkowego „Niedźwiedzia” i Marcina Urbasia w roli dziennikarza radiowego.

No cóż, czas start i ruszyliśmy …..

 

Początek był z górki więc po 5:30 lecieliśmy spokojnie żeby sił na finisz starczyło. Pierwsze podejście poszło w miarę spokojnie, kamienie płaskie na szlaku ale śliskie i łatwo było o kontuzję. Do Schroniska Odrodzenie na ok.11,5 km dolecieliśmy w dobrej formie…ba…było nawet za lekko. Uzupełniliśmy picie w camelbakach, garść ciastek na drogę i jazda dalej. Teraz już było trudniej bo zaczęło ostro padać a na śliskich, płaskich kamieniach o nieszczęście nie trudno. Mijaliśmy po drodze jednego z „zawodowców”, który złamał nogę i czekał razem z jednym z orgów na helikopter żeby go zwieść z gór. Innej drogi nie było. Opatuleni w kurtki przeciwdeszczowe (na starcie zastanawialiśmy się czy je zabierać) truchtaliśmy dalej, pod górkę marsz, z góry trucht albo bieg jak pozwalała trasa. Korzonek, pewnie z racji wieku był jednak lepiej przygotowany (właściwie to decyzje o starcie podjął tydzień przed biegiem) ….tak …. to na pewno tylko wiek, to młodość go niosła. Do Domku Śląskiego na ok.19,5 km dolecieliśmy pełni entuzjazmu, nie jest tak ciężko, a i powrót powinien być łatwiejszy … ale jak zobaczyliśmy podejście pod Śnieżkę to zwątpiliśmy. Nie tak do końca, ale to już był tylko powolny, mozolny wręcz marsz. ŚNIEŻKA przywitała nas wiatrem, mgłą i siąpiącym deszczem.

 

 

 

Poszukaliśmy trasy na dół i z górki już było fajnie. Po drodze poznaliśmy i pogadaliśmy z Asią (Pozdrawiamy Poznań!) od Krzycha (kolega z którym debiutowałem na maratonie w Poznaniu w 2006 roku)….pożyczyliśmy sobie szczęścia i do zobaczenia na mecie (była z 15 minut za nami w generalnej). Ruszyliśmy przodem.

Kryzys dopadł nas (bardziej mnie) na odcinku od Schroniska Odrodzenie na ok. 30,5 km do stacji przekaźnikowej na Śnieżnych Kotłach na ok. 37 km. Te 7 km wlekliśmy się powoli i ciężko było na podejściach. Znowu sprawdziło się porzekadło, że maraton zaczyna się po 30 km. Daliśmy jednak radę, wspomogła nas guarana i żele, ale czas poniżej 6 godzin troszkę się wymknął z planów (Taki plan był na Śnieżce, gdzie mieliśmy czas grubo poniżej 3h). Jak już zobaczyliśmy z odległości 3 km metę to w sumie cały czas biegiem było. Znowu nas przywitał zacinający deszcz i wiatr…. Ach te kochane kurtki, uratowały nam zdrowie.

Przy dopingu zawodników, organizatorów i kibiców wbiegliśmy na metę w klubowych koszulkach YULO RUN TEAM SIEDLCE!!!! Czas 6:12:53. Z racji tego że Tomek miał ciut więcej sił na mecie został sklasyfikowany przede mną.

Czasy oficjalne:

KORZENIOWSKI TOMASZ (385)

SIEDLCE

YULO RUN TEAM SIEDLCE

M20-30

6:12:53

KUŹMA KAROL (381)

SIEDLCE

YULO RUN TEAM SIEDLCE

M30-95

6:12:53

Zdjecie06

Impreza extra, za rok będziemy w większej grupie, wiem też że góry wymagają więcej treningu ale co nas nie zabije to nas wzmocni!!!!! Yulo znowu górą!!!!!

 

PS. I znowu musiałem przeżyć jazdę tym cholernym wyciągiem krzesełkowym jeszcze raz …. brrrrrrrr!!!!!!!

 

Wspierają nas:

 

nowakdom logosed foldruk Merkury elkom entertel real