Polskie góry. Kto nie powie jakie są piękne? A gdyby połączyć jeszcze przyjemne z pożytecznym? Super! Jedziemy na Beskid Maraton.

Jako, że sezon startowy się kończy, fajnie było by przypieczętować nasze sukcesy czymś fajnym. Był Rzeźnik, był Maraton Gór Stołowych, był Maraton Karkonoski, chcemy więcej. Chcemy pod górę.

Beskid Maraton przez dwa kolejna lata z rzędu zdobywał cenioną nagrodę „Srebrnej Kozicy” organizowaną przez portal www.biegigorskie.pl. Nagroda ta przyznawana jest za najlepszy bieg górski w kategorii na dystansie długim. Doskonała auto promocja biegu, fajne zdjęcia, świetne filmy na youtube czy facebooku i chęć zobaczenia czegoś nowego skierowała nas do miejscowości Przybędza. To właśnie tutaj znajduje się start najsympatyczniejszego maratonu górskiego w Polsce.

Piątek. 11 listopada. Godzina 5:15. Tomek z synem Kubą podjeżdżają pod blok. Jest ciemno i smutno. Komu przyszło do głowy wstawać tak wcześnie. Aha. To mój pomysł, przecież chcemy być wcześniej, chcemy spotkać się na kolacji i pogadać z Edwardem Dudkiem o UTMB. Jedziemy. Zaraz będzie widno. Pierwsze tankowanie chwile potem. Pozdrawiamy naszych polityków dziękując za niskie ceny paliwa.

shell

Kilometry przelatują bardzo szybko, już o 13 jesteśmy na miejscu. Zajazd Horolna - Góralskie Jadło, gdzie mieści się biuro zawodów zachęca nas do posmakowania lokalnych dań. Nawet Magda Gessler była tu ze swoimi rewolucjami. Pyszny obiadek, 20% rabatu dla wszystkich biegaczy i spać. Brzuszki są już pełne.

Jako noclegownie wybraliśmy ośrodek wypoczynkowy JAZ. Widok z okna cudny. Góry i lapma na niebie. Można opalać się na balkonie. Temperatura powyżej zera. Na słońcu pewnie z dwadzieścia ;-)

jaz

Po krótkiej drzemce szykujemy się do crossu podwieczorkowego. O godzinie 16:00 pod ośrodkiem CIS zebrała się grupka ponad 60 osób. Sędziowie przedstawili zasady dzisiejszego biegu, opisali trasę i zaprosili na START. Trasa, która miała podobno liczyć 6km skończyła się już po 4km. Obfitowała w mocny podbieg, cross po lesie, znowu podbieg pod Matyskę i szybki zbieg do METY. Tomek N. jako główny specjalista w ciężkich podbiegach na naszej Gołoborzy zajął trzecie miejsce otrzymując dyplom, puchar i uścisk dłoni samego Edwarda Dudka.

1_dzie_1_6_

1_dzie_1_25_

1_dzie_1_33_

Wypełniona po brzegi sala ośrodka gościła wielu doskonałych biegaczy, którzy z ogromną serdecznością dzielili się swoimi wrażeniami i doświadczeniami biegowymi. Prezentowana relacja z UTMB 2011 z komentarzami osób, które bezpośrednio brały w nim udział była doskonałym uzupełnieniem całego spotkania. Tutaj szczególnie pozdrawiamy Jacka z Sandomierza, który zaliczył już Mont Blanc. Na co dzień bardzo sympatyczny lekarz – dziękujemy za poświęcony nam czas. Długo wyczekiwana uczta makaronowa z ostrą jak brzytwa papryką na długo pozostanie w naszych sercach. Smok Wawelski pozazdrościł by nam ognia z buzi ;)

Wieczorem wracamy do ośrodka. Trwa mecz Polska – Włochy. Nikt z nas nie daje rady obejrzeć nawet pierwszej połowy. Podobno przegrywamy. Trudno. Yulo Run Team Siedlce jutro wygra! Zmęczeni podróżą i biegiem padamy jak muchy.

Rano pobudka. O 7 śniadanko. Próbujemy zabrać czajnik, który stoi na korytarzu, aby zagrzać sobie wodę do kamelbaków, niestety jest przykręcony. Zupełnie jak w „Misiu” ;-)

Syn Tomka, Kuba szykuje się do swojego debiutu w maratonie. Co prawda w kategorii Nord Walking, ale co za różnica. W końcu to maraton. Startuje o 8 rano. Życzymy powodzenia!

20111112073 (Small)

Ja korzystając z chwili drzemie jeszcze pół godzinki. Maraton startuje dwie godziny później, dokładnie o 10:00. Pakujemy więc kamelbaki, doświadczony „Rzeźnik” Tomek instruuje co będzie nam potrzebne. Przypinamy numery startowe i spokojnie wychodzimy z pokoju. W samochodzie okazuje się, że mamy do startu 3 minuty i 4 kilometry jazdy samochodem. Spokojnie! Punktualny jak zawsze Tomek ma źle ustawiony zegarek w aucie. Spieszy się o 2 minuty ;-)

Uff. Jesteśmy na linii startu. Ostatnie sekundy. Lecimy. To już? Tak to już!

20111112075 (Small)

Pogoda dopisuje, na niebie żadnej chmury, jest ciepło, bezwietrznie. Są tacy co biegli „na krótko”. My turyści ubrani po szyję nie odróżniamy się od reszty. Pierwsze kilometry biegniemy po polach. Tłum ciągnie po 5:00. Lepsi wyrywają do przodu, a niech biegną. I tak widzimy się na mecie.

1_dzie100_2239

Na trzecim kilometrze spotykamy „Sternika”. Biegaliśmy już razem Góry Stołowe, Rzeźnika, Maraton Karkonoski. Razem z Piotrem biegnie też Hania (nie nie, nie Mostowiak. Hanka Mostowiak nie żyje Smile. Postanawiamy razem doczłapać się do mety, będzie raźniej. Pokonujemy poszczególne kilometry w wesołym towarzystwie nawzajem motywując się do wspinaczki w górę. Już na ok. 13 kilometrze z naprzeciwka mijamy Mistrza i Mistrzynie w Nord Walking. To właśnie tutaj kończy się asfalt, a zaczyna podbieg pod Skrzyczne. Długa i na końcu stroma trasa odwdzięcza się przepięknymi widokami i bajeczną pogodą. Na samym szczycie w punkcie odżywczym otrzymujemy szarlotkę i ciepłą herbatę. Punktów odżywczych jest bardzo dużo. Na każdym woda, izotonik i banany. Pycha.

20111112076 (Small)

Kolejny etap biegu to zbieg. Tym razem trzeba bardzo uważać, aby nie polecieć na tzw. „aferę”. Szybko mogło zakończyć się to fatalnie, wszyscy uważaliśmy. Chwilę potem nie przyjemne podłoże zamieniło się w idealnie gładką nawierzchnię, gdzie dobre 10km zbiegaliśmy swobodnie w dół. Na około 32 kilometrze wróciliśmy do asfaltu, gdzie każdy z nas wyczekiwał już tylko Golgoty (38 kilometr). Miejsce to było w tym roku pierwszy raz włączone do Maratonu. Ostre podejście wybiło nam z głowy biegnięcie. Do głowy przychodzą różne pomysły, opowiadamy sobie kawały, śmiejemy się. Ostatnie kilometry to bardzo trudny cross. Droga nierówna, wąska z koleinami. Łatwo o kontuzję. W jednym miejscu bardzo mokro i ślisko. Strażacy dzielnie pilnujący każdego zakrętu informując nas o Mecie. Tak jak ustaliliśmy na początku łapiemy się wszyscy za ramiona i razem wbiegamy na Finish. Szkoda, że nigdzie nie mogę znaleźć naszej wspólnej fotki. Hania, Piotr uradowani razem z nami.
Czas 5 godzin 15 minut 15 sekund zadowala nas wszystkich. Znowu jesteśmy Maratończykami! Yulo Run Team Siedlce górą!

beskidy077

Kubuś czeka na nas przy samochodzie. Zmarzłeś? Nie... Zmęczyłeś się, miałeś kryzys? Nie... Boli Cie coś? Nie... Tata dumny! 6 godzin 48 minut to czas Kuby. Szacunek za tak piękny debiut.

Po Mecie ponownie lądujemy w zajeździe. Tam czeka na nas kwaśnica, kiełbasa, gorące napoje i niesamowity klimat imprezy biegowej. Wszyscy uśmiechnięci i szczęśliwi opowiadają jak było na trasie. Długo nie zostajemy. Czeka nas nocna podróż do domu.

Wspierają nas:

 

nowakdom logosed foldruk Merkury elkom entertel real