Pomysł przebiegnięcia maratonu i półmaratonu jednego dnia nie pojawił się od razu. Długo we mnie dojrzewał, a ostatecznie dojrzał prawdopodobnie dopiero na mecie maratonu. Nawet na 30-35 km, nie miałem jeszcze pewności czy zdecyduję się na kolejny start.

Był to mój pierwszy zagraniczny start i tym bardziej byłem podekscytowany wyjazdem. Do Amsterdamu przyleciałem z dziewczyną w piątek wieczorem. Nocleg znalazłem na kilka dni przed wylotem na stronie internetowej za pośrednictwem której można zaoferować turystom miejsce w swoim domu. Polecam to każdemu, który chce nie tylko pozwiedzać czy pobiegać, ale też poznać miejscowych ludzi. Pod swój dach przyjął nas samotny 68 latek, który zaraz po naszym przyjeździe dał nam klucze do swojego mieszkania, abyśmy mogli czuć się jak u siebie i przychodzić czy wychodzić kiedy tylko chcemy. Nie poświęcał nam zbyt dużo uwagi, więc mieliśmy wystarczająco dużo czasu, aby zwiedzić miasto.

Następnego dnia, z samego rana pojechaliśmy do biura maratonu odebrać pakiety startowe. Po odstaniu w dość długiej kolejce dostałem swój numer. Odbiór koszulek odbywał się w drugiej kolejce. Może mam zbyt małe doświadczenie z dużych zagranicznych startów, ale ten etap odebrałem to jako słabo zorganizowany i szczególnie przy odbiorze koszulek dość chaotyczny. Poza tym, pakiety startowe były dość ubogie – w maratonie koszulka, natomiast w półmaratonie nic poza numerem startowym. Ale dobre i to. Medale i numery startowe to dla mnie najlepsza i wystarczająca pamiątka z biegu.

Początkowo w ogóle nie planowałem udziału w dwóch biegach. Wprawdzie celowo szukałem takiego miasta w którym odbędzie się jednocześnie także półmaraton, ale tylko dlatego aby moja dziewczyna mogła pobiec, ponieważ maratonów (jeszcze) nie biega. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że udział w obu biegach jest fizycznie możliwy. Byłem przekonany, że start będzie w tym samym czasie. Dopiero Piotrek, kolega z klubu, który zapisał się na oba biegi (gdyż ze względu na kontuzję nie wiedział w którym ostatecznie wziąć udział) zainspirował mnie do tego pomysłu. Jednak, jako że nigdy nie pobiegłem dystansu dłuższego niż 42km, długo wahałem się czy zapisać się czy nie. Tak długo się zastanawiałem, że w końcu minął termin zapisów i nie zapisałem się w ogóle! Byłem zmęczony po maratonie w Warszawie gdzie poprawiłem swoją życiówkę i przez co najmniej tydzień nie miałem ochoty myśleć nawet o jednym biegu, a co dopiero mówić o dwóch biegach jednego dnia. I nawet zagraniczny debiut nie był w stanie mnie zmotywować.

Piotrek ostatecznie nie pobiegł żadnego z biegów, ale na moje szczęście, w Amsterdamie był. Spotkaliśmy się na Expo i przekazał mi swój pakiet półmaratonu.

W ciągu trzech tygodni które minęły od maratonu w Warszawie, biegałem tylko sześć razy po ok 10 km. Nie byłem więc przygotowany nawet na jeden bieg. Postanowiłem, że maraton pobiegnę spokojnym tempem 5:20/km, tak aby skończyć w 3h 45 min. Jednak uniesiony emocjami i tłumem biegaczy biegłem po 5:00/km. Biegło mi się tak dobrze, że utrzymywałem takie tempo prawie do końca. Stwierdziłem, że trudno, najwyżej nie pobiegnę półmaratonu. Atmosfera biegu tak mi się udzieliła, że nie potrafiłem i nie chciałem biec wolniej. Trasa maratonu jest bardzo płaska, praktycznie bez podbiegów co sprzyjało w biegu równym tempem. Znaczna część trasy przebiegała poza miastem, wzdłuż rzeki otoczonej łąkami na których pasły się krowy. Ta część trasy podobała mi się najbardziej choć jadąc do Amsterdamu nie spodziewałem się takich widoków.

Momentami było trochę monotonnie, jednak kilometry mijały a ja nie czułem dużego zmęczenia. Nigdy nie stosowałem podczas startów żadnych odżywek czy żeli energetycznych i tym razem było tak samo. Postanowiłem jednak pić napoje energetyczne zamiast wody i jeść banany do samego końca maratonu, bo dystans który zamierzałem pokonać ciągle mnie przerażał. Na ostatnich kilometrach tempo trochę spadło, jednak nie chciałem przyspieszać, nie zależało mi na żadnym wyniku. W końcu po trzech i pół godzinie biegu zobaczyłem ponownie stadion. Finisz był rewelacyjny, nigdy wcześniej nie byłem na takim stadionie, więc emocje były ogromne. Metę przekroczyłem z czasem netto 3:34:19. Byłem bardzo zadowolony, gdyż ten bieg był czystą przyjemnością, żadnego myślenia o życiówkach, żadnego walczenia ze sobą, cieszyłem się każdym kilometrem i każdą minutą biegu. Było mi tak dobrze, że szybko stwierdziłem, że chcę jeszcze raz! Jeszcze raz pobiec z tym tłumem biegaczy, jeszcze raz zobaczyć tych wszystkich kibiców na trasie i przede wszystkim jeszcze raz wbiec na stadion.

Decyzja była szybka, bo czasu miałem mało. Start półmaratonu miał się odbyć 25 min po przekroczeniu przeze mnie mety maratonu. Dlatego też, po zjedzeniu kilku kawałków pomarańczy, kawałka banana i zamiany numerów startowych znów stanąłem na starcie. Kilka osób zagadało mnie ze zdziwieniem, widząc że mam na szyi medal, nie mogąc uwierzyć, że przed chwilą przebiegłem maraton. Po chwili wśród tych tysięcy biegaczy spotkałem moją dziewczyną Agatę. Do linii startu dotarliśmy dopiero po ok. 15 min od strzału startera, wiec miałem łącznie ok. 40 min odpoczynku.

Gdy tylko ruszyliśmy, ponownie poczułem emocje. Nie pamiętałem już, że przed chwilą przebiegłem przecież maraton! Spodziewałem się, że pobiegnę z Agatą która zamierzała ukończyć bieg w czasie ok. 2 h. Ale już po kilkuset metrach czułem, że mogę i chcę biec szybciej! Przez pierwszych kilka kilometrów biegłem tempem nawet trochę szybszym niż maraton, ok 4:55-5:00/km. Utrzymałem to mniej więcej do 10 km. Byłem pewny, że mogę skończyć ten bieg w czasie ok 1h 45 min. No i wtedy… zaczęły się problemy, paliwo nagle się skończyło. Jednak totalne wyczerpanie przyszło jak to zwykle bywa w maratonach. Kryzys wymusił na mnie wolniejsze tempo. Mniej więcej na 12 km zatrzymałem się. Przez chwilę zrobiło mi się słabo. Kilka osób biegnąc poklepywało mnie po plecach dodając otuchy. Po chwilowych kryzysach, jakoś ostatnimi siłami pobiegłem powoli przed siebie. Biegnąc wypatrywałem już tylko Vondeparku z którego były 3 km do mety. Gdy minąłem park, myślałem tylko o oznaczeniu ostatniego kilometra i ponownym finiszu na stadionie. Trasę w końcu dobrze znałem sprzed dwóch godzin więc wiedziałem na co czekam. No i dobiegłem. Czas 2 h 01 min. Agata kilka minut po mnie. Był to zdecydowanie najgorszy czas z moich dotychczasowych startów, ale dający ogromną satysfakcję z ukończenia. I nawet medal za maraton dyndający się na mojej szyi przez te 21 km nie przeszkadzał. Na mecie musiałem się jeszcze wytłumaczyć z medalu który już miałem, bo nie chcieli mi dać kolejnego za ukończenie półmaratonu.

Następnego dnia z rana zrobiliśmy sobie krótki spacer po Amsterdamie, nogi jednak odczuły te 63 km z poprzedniego dnia. Po południu, Jaap u którego się zatrzymaliśmy, zaproponował nam wycieczkę jego łodzią po kanałach Amsterdamu, tak jakby dokładnie wiedział co czujemy po takim wysiłku. Tego dnia chyba nie było lepszego sposobu na zwiedzanie miasta.

Niestety oficjalnie sklasyfikowany nie jestem w półmaratonie. Po pierwsze, gdyż był to pakiet Piotrka, a po drugie – na maraton wziąłem od razu oba chipy i niestety oba chipy zmierzyły czas mojego maratonu, choć ten drugi był uznany za czas półmaratonu.

Wspierają nas:

 

nowakdom logosed foldruk Merkury elkom entertel real