HARPAGAN-43 – do czterech razy sztuka

 

20-22 kwietnia 2012 kolejna impreza z cyklu PPMnO 2012 –HARPAGAN-43;
Czarna Woda w Borach Tucholskich.

1

Decyzja o starcie w H-43 była już w październiku 2011 po edycji H-42, którego oczywiście nie ukończyłam – tak jak zresztą i dwóch poprzednich Harpów;-))) W poniedziałek tuż przed weekendowym wypadem dowiedziałam się (podczas rutynowych badań), że mam wadę serca :/ stąd moje coraz słabsze wyniki w samym bieganiu. Nie napawało mnie to optymistycznie do imprezy. Strach przed startem, może nawet rezygnacja, ale………… pojechałam.

Piątek, 20 kwietnia 2012, godzina ok. 20-ej, sala gimnastyczna w szkole, kilkaset osób przygotowujących się do startu, panujące egipskie ciemności na sali zmusiły większość do używania czołówek. Adaśko wlewając do mojego bukłaka izotonik, trochę się zagadał i …… wlał napój do samego plecaka – w związku z tym miałam calutkie gąbki plecakowe mokruteńkie – nieźle się zaczyna ;-)

Godzina 21.00; boisko szkolne; 445 uczestników trasy pieszej; organizatorzy, wolontariusze, służby wszelakie, kibice i miejscowi. Dwie minuty przed startem dostaliśmy mapy i……… start. Poszli w las. Na PK1 było bardzo ciasno, na PK2 ciasno, na kolejne PK coraz luźniej. Każdy uczestnik ma inną wizję przejścia trasy. Ja sobie biegnę, rzekłabym człapię wolniutko, ale cały czas. Kontrola serca i jest dobrze. Od PK5 coraz ciszej, tylko gdzieniegdzie w oddali szczekające psy. Godzina 4 nad rankiem i zaczyna padać, coraz bardziej i bardziej…… Dobiegamy do końca pierwszej pętli – rozpadało się na dobre. Chciałam złożyć jakąś reklamację co do pogody, ponieważ na pogodynce i innych tego typu stronkach nie było mowy o jakimkolwiek deszczu w tym rejonie, w tym czasie :/ Dobiegamy na PK8 – godz.5.10; przepak w szkole.

Szybkie uzupełnienie płynów, potrzeby fizjologiczne w przyjemnym suchym ciepełku, gotowe puree ziemniaczane w plastikowym pudełeczku w łapkę, nowa mapa na drugą pętlę i fruuuuuu………… ruszamy. Adaśkowi dokucza coraz bardziej ścięgno (tydzień temu ukończył Dębno!). Człapiemy, podbiegamy. Na szczęście przestało padać. Kolejne PK zaliczane. Na trasie mijamy się z dziewczyną. Raz ona jest pierwsza, raz ja. Jest bardzo sympatycznie, wymieniamy jakieś miłe zwroty, hihramy się. Ale dziwnie się czułam, gdy dziewczynka mówiła do mnie: ” Proszę Pani….” :/:/:/ to było koszmarne. Poczułam się starszą, stateczną panią. Ale co tam – pewnie jestem na TP najstarsza, ale nie dam się młodzieży!!! Człapię dalej. I niby taki normalny rajd, spokojny, czas świetny jak na nas, miejsce również………………………, tak jakoś nie docierało to do mnie, że za mną jeszcze ponad 400 osób, sen coraz bardziej dokuczał. Już niedługo PK14, jeszcze tylko dwa mostki. Taki jakiś ładny widok, wijąca się ścieżynka, pomiędzy nimi wijącą się rzeczką, pagórki, lasek, krzaczki i…………………………………………… w oddali ok. 150 metrów nad rzeczką…… no nie, to niemożliwe ;-) Dwóch gołych facetów, nagich nagusieńkich jak nic! Fatamorgana?! Świecili swoimi białymi dupkami i jajurkami na całą okolicę i do tego ten komiczny śmiech i ryki jakieś ;-))) Pierwsza myśl – ale się chłopy spiły, założyli się pewnie o coś że się wykąpią w kwietniu w rzeczce na golasa i się bawią. Śmiechy i porykiwania rozlegały się na cały pobliski las. To był zdrowy śmiech. A my śmialiśmy się z ich dobrej zabawy. Idziemy, idziemy………. Idziemy, idziemy……. Ło la boga. Trafiamy na ścieżynkę do drugiego mostu, którym mieliśmy przejść. Mostu nie ma :/ Most zwinęli pewnie organizatorzy ;-) Na drugim brzegu kończyli się ubierać chłopaki - golaski z TP50, którzy właśnie przeszli przez rzeczkę mostem, którego nie było. Byli już ubrani kompletnie. Powiedzieli tylko jak jest głęboko i polecieli świeżutkim truchtem dalej. Rzeczka ok. 8-10 m szerokości, głębokość po szyję, kolejny most za 1,5 km asfaltu, sen dokucza. Zebrała się kilkunastoosobowa grupka. Wszyscy poszli dalej. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. Trzy sekundy namysłu i kazałam się Adaśkowi rozbierać. Robimy przeprawę, tylko szybko bo nie ma czasu. Adam zaniemówił, był w szoku i stał jak wryty. Wie doskonale, że mnie namówić do wejścia do Bałtyku w sierpniu graniczy z cudem – a tutaj żonie coś …odbiło, rozum straciła czy co??? Dołączył do nas chłopak z TP50 - Robert i też się skusił na przeprawę. Zdjęłam spodnie, kalesonki, skarpety i telefon do butów, polar do plecaka. Jako starsza pani nie odważyłam rozebrać się jak poprzednicy. W majciorkach i koszulce, z plecakiem i butami w garści wlazłam do wody. O la boga!!! Szok jaka zimna woda, ale co tam toż nie będę się wracać…… Chłopaki się gramolą na brzegu, a ja włażę do rzeczki coraz głębiej i głębiej. Serce wali jak nie wiem co. Chciałam coś powiedzieć, ale wydawałam z siebie tylko jakieś dziwne jęki, bynajmniej nie rozkoszy ;-) Zimna woda sięga po szyję i mnie znosi. Wtedy zawróciłam. Znowu jestem przy niewłaściwym brzegu :/ O matko, podejmuję próbę nr 2. Udało się! Robert pomógł mi tuż przy drugim brzegu, zabrał mi plecak – nie zapomnę mu tego. On i Jego numer startowy 1080 zostanie na długo w mojej pamięci.

 2

Na brzegu wytarłam się polarem i ubrałam. Adaśko po przeprawie jeszcze musiał przekłuć sobie bombla. Miał tylko korkociąg w scyzoryku – dokonał zabiegu korkociągiem. Teraz rześko pobiegliśmy na PK. Sen utopił się w rzeczce, a w nas wstąpiła nowa energia. Kolejny PK… i na reszcie META! Coś niesamowitego znowu zrobiłam swój rekord życiowy 17h59min. Poprawiłam czas o 1 godzinę i 44 minuty. Uczucie niesamowite jak starsza pani w kategorii kobiet przegrała tylko z jedną sympatyczną młodą dziewczyną ;-)))))

Klasyfikacja open : Adaś 31; Kasia 32 miejsce na 445 startujących.

Kategoria Kobiet: Kasia 2 miejsce na 46 pań;

Kategoria Mężczyzn: Adam 30 miejsce na 399 panów.

 

PS. Główni organizatorzy też byli bardzo przemęczeni. Na ogłoszeniu wyników wyczytali mnie jako zwyciężczynię TP100 w kategorii kobiet. Kiszka - bo wiedziałam przecież, że to przesympatyczna Maria była na mecie przede mną. Brawa, gratulacje…… Kurcze, no muszę wyjść tam na ten środek choć wiem, że to nie dla mnie. Czuję się bardzo niezręcznie :/ Jednak muszę orgów trochę uświadomić. Poszłam. Oklaski były bardzo miłe, i Pan Wójt Czarnej Wody od razu uścisnął mi dłoń wręczając puchar. Dotknęłam dzbanuszek, popatrzyłam na blaszkę H-43 i powiedziałam, że to pomyłka ;-) A oni wszyscy oczy jak 5 zł. – pięć zdziwionych twarzy wpatrujących się we mnie z niedowierzaniem – wrażenie bezcenne ;-) Powiedziałam i pokazałam na liście wyników nazwisko Marii i wycofałam się. Maria otrzymała zasłużony puchar.

H-42 i H-43 były dla mnie bardzo ciekawymi i fajnymi imprezami, ale do organizatorów HARPAGANA nie mam szczęścia. W H-42 byłam pierwsza wśród kobiet – dzbanek dostała dziewczyna z drugiego miejsca. W H-43 byłam druga, a chcieli dać mi dzbanek za miejsce pierwsze :/ Ale nie startuje się przecież dla dzbanków tylko dla satysfakcji i zasłużonego wypoczynku hihihihihihiiiii;-) Do zobaczyska w Borach Tucholskich.

20120422033a

Kaśka

 

 

Wspierają nas:

 

nowakdom logosed foldruk Merkury elkom entertel real